Zwykłe dni
składają się z powtarzalnych czynności.
Spłaszczają się w szarą masę, z której pamiętam tyko najbardziej wyraziste chwile.
Co innego podróż
Kiedy jestem w drodze, każdy dzień to zaskoczenie.
Wyjazdy bez sztywno określonego celu to mój ulubiony sposób rozciagania czasu.
Tylko… jak znaleźć na nie czas?
Postanowiłam zapytać tych, którym się to udaje.
Zapraszam do lektury!
Na czym polega ten projekt?
Przeprowadzam wywiady z podróżnikami-amatorami. Ludźmi, którzy nie mogą usiedzieć w miejscu i dlatego wyłamują się ze schematu praca-dom-dwutygodniowe wakacje.
Wielu marzy o dalekich i długich podróżach, ale powstrzymuje ich proza codzienności. Praca. Rodzina. Finanse. Są jednak tacy, którzy znajdują czas, środki i sposoby, żeby znaleźć dla podróży miejsce w swoim życiu. Udowadniają, że dostępna nielicznym kariera zawodowego podróżnika to nie jedyny sposób na to, aby ruszyć w świat.
Poszukuję różnic między tymi, którzy podróżują palcem po mapie, a tymi, którzy odważają się wyruszyć naprawdę. Badam motywacje tych drugich. Szukam kluczy. Wspólnych punktów. Sprawdzam też, jak im się udaje to zrealizować od czysto technicznej strony: jak finansują wyprawy, czy nie mają problemów z powrotem do pracy, jak na pomysł wyjazdu reagują ich bliscy.
Dlaczego to robię?
Trochę dla siebie. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy. Podróżników-gawędziarzy. Podróżników-to-be. Odkąd pamiętam, marzę o niespiesznym smakowaniu podróży, nie zadowalam się dwutygodniowymi wypadami, ale przed dłuższym wyjazdem zawsze powstrzymują mnie jakieś “racjonalne” argumenty. Najpierw brak środków. Potem brak czasu i lęk przed przerwaniem ciągłości kariery zawodowej. Odkładam więc na bliżej nieokreśloną przyszłość, naiwne licząc na to, że nagle, pewnego dnia, będę mieć więcej czasu, że przestanę się obawiać rocznej przerwy w pracy.
Pewnego dnia olśniło mnie, że znam kilka osób, które nie bacząc na te przeszkody, pakują się i jadą. Na rok, na półtora. Z plecakiem. Rowerem. To są moi znajomi, znajomi znajomych, zwykli ludzie. Nie postacie z telewizji albo kolorowych magazynów. Niekoniecznie dzieci milionerów.
Jak to robią? Co ich różni ode mnie?
Pomyślałam, że to sprawdzę. Przepytam ich o konkrety. Postaram się sprowadzić przerastające mnie technikalia do poziomu prostych decyzji. I przede wszystkim pojąć, co jest ich napędem, co sprawia, że zamiast w nieskończoność opowiadać o tym, że marzą o podróżowaniu, po prostu to robią.
A potem pomyślałam, że to może interesować więcej osób takich jak ja: marzących i bojących się. Tak powstał ten cykl.
Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że odkąd wyszłam z dyktafonem w świat, kolejni podróżnicy zaczęli się objawiać w moim otoczeniu. Okazało się, że jest ich całkiem sporo. Po raz kolejny potwierdziła się zasada, że wyjście poza własną bańkę towarzyską otwiera oczy i poszerza horyzonty. Sposobów na życie jest o wiele więcej, niż przypuszczałam i napawa mnie to wielkim optymizmem.